Przesłanie hedonisty – proste zasady, których nauczył mnie Spartan

IMG_4069

Cierpliwość i konsekwencja gwarancją sukcesu

Wielokrotnie słyszymy od trenerów, że wyłącznie konsekwentne postępowanie ze zwierzęciem przynosi efekty. Jest to prosta, wręcz banalna zasada, z której wywodzi się cała filozofia pracy ze zwierzętami. Drugim elementem tej pracy jest fakt, że zwierzę uczy się poprzez skojarzenie określonego zachowania z konsekwencjami, jakie ze sobą niesie. Jeśli po pewnym zachowaniu następuje dla zwierzęcia coś miłego – istnieje duże prawdopodobieństwo, że w przyszłości dane zachowanie będzie się powtarzało. Jeśli z kolei bezpośrednio po jakimś zachowaniu zwierzę dozna przykrych doświadczeń, mamy podstawy przypuszczać, że dane niepożądane przez nas zachowanie będzie zanikać. Trzecim ważnym elementem w treningu zwierząt jest tzw. „timing”, czyli odpowiednio szybkie reagowanie na zachowanie zwierzęcia. A więc konsekwentnie, sprawiedliwie i natychmiast reagujemy na określone zachowania zwierząt, a mamy szanse wpłynąć na ich występowanie w przyszłości.

Dlaczego o tym piszę? Jak zobaczycie, konie stosują wobec nas dokładnie takie same zasady. Najwyraźniej nadstawiają ucha na placu treningowym i biorą sobie do serca rady fachowców.

Pracując z psami czy końmi trenerzy muszą być niezwykle uważni – każde przeoczenie niepożądanego zachowania skutkuje utrwaleniem „złego” nawyku. Ta zasada ma ogromne znaczenie zwłaszcza w pracy z końmi, które każdego dnia „sprawdzają” swojego jeźdźca czy trenera. Szczególnie dotyczy to koni o charakterze dominującym, którym nie w smak jest rola uległego osobnika. Wydawałoby się – mamy już wszystko ustalone, lecz w świecie koni jest zupełnie inaczej. Każdego dnia muszą sprawdzić, czy ich Przywódca-Lider nadal nadaje się do sprawowania tej ważnej funkcji – wszak od podejmowanych przez niego decyzji zależy życie całego stada. Jeśli któregoś dnia zabraknie ci sił lub czujności i nie będziesz dla konia wystarczająco przekonywujący, szybko przejmie na siebie twoje obowiązki i będziesz musiał od początku zawalczyć o pozycję Szefa. Tak się kształtują relacje Koń – Człowiek, kiedy mamy do czynienia z wierzchowcem, który nie ma w zwyczaju polegania na człowieku, a wszystko sam wie najlepiej. Oczywiście, mam tu na myśli Spartka. Więc jak się między nami poukładało?

Przywództwo czy Partnerstwo? 

Czy jestem, czy w ogóle mogę być dla Spartana szefem? Staram się ze wszystkich sił, ale obawiam się, że Spartan postrzega nasze relacje zupełnie inaczej. Z mojego, ludzkiego punktu widzenia, mogłabym je określić jako relacje partnerskie, oparte na systemie wzajemnych korzyści i wymianie dóbr.  Nie oznacza to oczywiście, że koń może mnie podgryzać, ocierać o mnie łeb, przepychać się przeze mnie czy deptać mnie po stopach… Te podstawowe zasady savoir vivre’u już dawno sobie wyjaśniliśmy.  To jest ABC końskiego wychowania. Przecież kompletnie niewychowany koń może być przy tym absolutnie uległy, a najgorszy koński tyran – mieć nienaganne maniery. Chodzi mi raczej o te głębsze relacje między nami.

Przez lata naiwnie próbowałam wywrócić świat Spartka do góry nogami, ustawiając w jego centrum Człowieka, któremu koń miał się podporządkować… Nie udało się, szliśmy, jak się okazało, zupełnie inną drogą, wskazywaną mi dyskretnie acz stanowczo przez głównego bohatera tej opowieści. Nigdy bym nie przypuszczała, że będąc koniem, można w tak doskonały sposób poprowadzić treningi… No cóż, cierpliwość i konsekwencja… W końskim świecie te zasady obowiązują w znacznie większym stopniu niż w ludzkim. Bez mała cztery lata koń udzielał mi wyraźnych wskazówek, jak należy postępować, żeby nam obu było miło. Gdy popełniałam błędy, natychmiast ponosiłam konsekwencje. Od wyrywania się i ucieczki po zwykłe ignorowanie mojej osoby. Kiedy zaś robiłam postępy, zawsze spotykała mnie nagroda – czasem pochwała w postaci cichego rżenia (jak ostatnio wyczytałam w Psychologii treningu koni Krzysztofa Skorupskiego, tak cichym delikatnym rżeniem klacze porozumiewają się ze swoim potomstwem, w tenże sposób źrebaki odpowiadają matkom). Cieszy mnie zawsze, kiedy moje postępowanie wywołuje w Spartku tyle entuzjazmu, a w jego delikatnym odgłosie słyszę ogrom czułości i zadowolenia. Czasem nagrodą było entuzjastyczne powitanie na pastwisku, pokorne opuszczenie głowy, jego radość na widok siodła, lin, kantarka… Wypatrywanie mnie z padoku po tym, jak koń już usłyszał mój głos gdzieś daleko przy stajni, kiedy rozmawiam z kimś tuż po przyjeździe. Wykonywanie moich poleceń, mimo upału, wiatru, świeżej trawy tuż za płotem, mimo tego, że nie zawsze udaje mi się odpowiednio dobrze przekazać koniowi, o co mi dokładnie chodzi. Wybaczanie błędów, których popełniam mnóstwo… Dbanie o to, bym nie zleciała z jego grzbietu na łeb na szyję, kiedy na przykład, w trakcie wsiadania przewrócił się pode mną spory drewniany stołek i uderzył Spartka w nogę. Miał prawo uskoczyć, spłoszyć się, zareagować na gwałtowne niespodziewane uderzenie, a że ja właśnie wciąż gramoliłam się na jego grzbiet, stał jak wryty. Nie drgnął, a kiedy zmieszana już siedziałam na koniu i głaskałam go po szyi w podziękowaniu, tylko spojrzał na mnie z politowaniem i westchnął…. „Co ja z tobą mam, pańcia…” Czasem jestem ogromnie zaskoczona, na przykład kiedy podczas wichury w zeszłym roku wsiadłam na konia i ćwiczyłam z nim na ujeżdżalni. Gałęzie leciały z drzew, uderzając w dach stajni, ciężka brama co chwilę uderzała o płot, konie na padokach galopowały, spłoszone przez unoszące się w powietrzu wiry liści, trawy i piasku… A ja postanowiłam jednak wsiąść i zobaczyć, jak nam pójdzie. Nie chciałam wyczyniać nic szczególnego, tylko utrzymać w Spartku spokój i w miarę równo krążyć stępem po ujeżdżalni przez jakieś 10-15 minut. Zaskoczył mnie – szedł przed siebie, pod wiatr, mocno wbijając kopyta w piach i przymykając oczy, a ja czułam się jak w niebie. Ani razu nie uskoczył, nie zdenerwował się, nie zareagował gwałtownie. Na pewno myślał, że oszalałam, ale nie dał po sobie poznać…

Czy zachował się tak dlatego, że bezsprzecznie uznaje moje przywództwo? Ależ skąd… Mam wrażenie, że naprawdę zależy mu, bym jeszcze trochę pożyła, i najlepiej – w jako takiej sprawności psychofizycznej. Dlaczego tak myślę? A chociażby sprawa oganiania się od owadów na pastwisku… Na początku naszej ze Spartkiem znajomości, kiedy stałam blisko niego, a musiał akurat odgonić jakąś dokuczliwą muchę czy gza, nie raz uderzył mnie głową, bo machał łbem na oślep, prawo – lewo, byle dosięgnąć źródło swędzenia. Nieraz cudem uniknęłam uderzenia kopytem, bo akurat odganiał się od much, a ja znów niefortunnie stałam przy nim. Czy koń może nieco zmodyfikować swoje zachowanie podczas tak naturalnej dla niego czynności? I uderzając w swoje cielsko łbem lub wymachując kopytem może uwzględnić na przykład to, że stoję tuż obok i może mnie zahaczyć? Okazuje się, że tak!

IMG_4061

Teraz, gdy stoję koło Spartka, a jemu dokucza owad, wykonuje te same ruchy, co kiedyś, lecz w bardzo zwolnionym tempie i w dodatku zerkając na mnie! A właściwie – zerka, następnie bardzo powoli kieruje łeb w kierunku brzucha czy piersi i uderza delikatnie, po czym znów zerka na mnie. Zaś machnięcia kopytami, by odgonić owada, ograniczają się do – powiedzmy – półmachnięcia, tylko podniesienie i postawienie kończyny, z obowiązkowym zerknięciem w moją stronę… Czy mogę mieć jakiekolwiek wątpliwości, że trochę jednak myśli o moim bezpieczeństwie? I znów – na pewno nie dlatego, że jestem osobnikiem Alfa w naszym stadzie. Po prostu tak wyszło – mamy układ, że dbamy o siebie nawzajem, i już. Ja w podziękowaniu dosięgnę z drapaniem tych miejsc na końskim cielsku, których on nie ma szans dosięgnąć. Odgonię dokuczliwego owada. A podczas jazdy wierzchem smeram bacikiem a to po zadku, a to po brzuszysku, i jakoś dajemy sobie radę.

I całe szczęście, że nie jestem i nie będę dla Spartana klaczą-Alfa 🙂 Pamiętam jego relacje z Barbarą – klaczą z jego stada, która niewątpliwie zajmowała najwyższą pozycję i na dodatek była miłością Spartka… Zazwyczaj jej ustępował w najróżniejszych sytuacjach, ale jak wyglądały ich powitalne igraszki? W filmiku poniżej uchwyciłam końcówkę powitania po kilkugodzinnym rozstaniu Spartka z Barbarą.

To ja już wolę nasze rytualne cichutkie rżenie i delikatny dotyk noskiem…

Wolę nasz wypracowany przez lata układ partnerski… Nasze zasady wzajemnego szacunku i świadczenia drobnych przysług… Dalszą część opowieści znajdziecie w książce, czyli tutaj…